Z okazji tego, że człowiek wylądował na Słońcu po raz pierwszy (gratulacje, Kim!), nowy, szósty rozdzialik, imienia zgadnijciekogo.
Dla tych nieznających się na sucharach:
Och mein, jaki emocjonujący comeback. Zaniedbywałam Was długo, chyba naprawdę za długo, ale cóż robić - należę do grona autoreczek, które prowadzą naraz kilka blogów. I jeszcze zdarza im się prowadzić życie osobiste. Koszmar, nie powiem.
Dla tych nieznających się na sucharach:
Och mein, jaki emocjonujący comeback. Zaniedbywałam Was długo, chyba naprawdę za długo, ale cóż robić - należę do grona autoreczek, które prowadzą naraz kilka blogów. I jeszcze zdarza im się prowadzić życie osobiste. Koszmar, nie powiem.
Na
nieszczęście dla siły ziemskich i boskich akcja ratunkowa
przebiegła sprawnie: Ji Yong nie skonał, oddając romantycznie
ducha w ramionach Seung Hyuna. Zamiast tego ocknął się po
kilkudziesięciu sekundach; mniej więcej w momencie, kiedy szczerze
przerażony T.O.P postanowił przełamać wewnętrzne opory i ratować
życie przyjaciela jedyną znaną mu metodą. Mianowicie usta-usta. G
niespecjalnie przejął się całym zajściem, w przeciwieństwie do
doprowadzonego do stanu przedzawałowego beat boxera. Ruszył do
swego centrum zarządzania światem, przez śmiertelników zwanym
kuchnią, by wreszcie w spokoju popracować na laptopie.
Problem
polegał na tym, że to wszystko było jedynie zamierzeniem. Reszta
lokatorów bardzo dbała o to, by dalej nim pozostało. Wszechobecne
śmiechy, wrzaski i symulacje różnego rodzaju odgłosów
nieszczególnie pomagały w skupieniu się. Długi, przeszywający
pisk Dae Sunga, który najprawdopodobniej prezentował Sayace
zdolności wokalne, przelał od dawna przeciekającą czarę goryczy.
Lider
zamknął laptopa i bardzo powoli udał się w stronę źródła
dźwięków. W tym samym tempie podszedł do tworzącego się w
salonie zgromadzenia narodowego. Bez ostrzeżenia wyciągnął z
tłumu jaskiniowców główną przyczynę zainteresowania - jedyną
przedstawicielkę płci żeńskiej. W głowie odnotował, iż
powinien pozwolić im sprowadzać legalnie dziwki, bo skoro
detaliczna niewiasta tak odciąga ich uwagę...
-
Skoro dołącza do nas ktoś o tak niebagatelnym znaczeniu,
powinniśmy zmienić rozkład gotowania, nieprawdaż? - wycedził. -
Na przykład mianować dzisiaj naczelnym kucharzem... - udawał, że
się zastanawia - tę niewątpliwej rangi pannę?
Wyszarpnął
ją z pokoju, mimo gniewnych okrzyków i wyrwania się gwałtem
zabranej. Zignorował obelgi, uderzenia, nawet szarpanie za włosy,
ale na próbę kanibalizmu zareagował agresywnie. Odsunął
pogryzioną dłoń i mocno potrząsnął niedoszłym ludojadem.
- Co
znowu?! - warknął.
Po
raz kolejny odrzuciła włosy.
-
Jeżeli nie masz na tyle przyzwoitości, żeby chociaż pierwszego
dnia coś zrobić, to podziękuję. - Obdarzyła go pogardliwym
spojrzeniem. - Mogę nie jeść.
Uśmiechnął
się równie przyjemnie.
-
"Nie mam na tyle przyzwoitości..."? - powtórzył. -
Jestem zawiedziony. Myślałem, że zakładasz, że nie mam żadnych
zalet.
Praktycznie
wrzucił ją do kuchni, nie dając czasu na odpowiedź. Zmierzyła go
gniewnym wzrokiem, ale jedynie zacisnęła usta. Nie ruszyła się z
miejsca, chyba wychodząc z założenia, iż nie może jej do niczego
zmusić. Postanowił to skorygować.
Przesunął
się lekko w stronę wieszaków. Patrzyli na siebie jak para kowbojów
pośrodku opuszczonego saloonu. Każde czekało aż to drugie
wyciągnie broń, by móc jednym, szybkim ruchem... Narzucił na
dziewczynę różowy, ohydnie gryzący się z jej strojem fartuszek.
-
Miejsce kobiet jest w kuchni, nieprawdaż? - Wyszczerzył się.
W
ogóle nie odpowiedziała, jedynie uśmiechała się kpiąco. Nie
rozumiał o co chodzi, przynajmniej dopóki silne dłonie nie
przytrzymały go brutalnie, a ich właściciel z wrodzoną gracją
omal nie urwał mu głowy, nakładając inny fartuszek. Równie
obrzydliwy co tamten, acz niebieski.
-
Skoro tak uważasz, to czy nie powinieneś zostać w kuchni razem z
Sayaką? - zapytał bardzo zadowolony z siebie T.O.P.
Popchnięty
do przodu chłopak zachwiał się. Jednak niemal od razu wyprostował
się jak struna i podniósł jedną z większych patelni.
- Z
taką kobietą zawsze i wszędzie. - Pokiwał w zamyśleniu głową.
Po chwili jednak trzasnął kolegę wałkiem w głowę. - Nie
przeszkadzaj w pracy, głupi mężczyzno!
Jedyny
męski osobnik w pomieszczeniu dotknął pulsującej bólem czaszki.
Cofnął się o krok, by ponownie nie zostać trafionym.
-
Jesteś całkowicie na... po... walony - jęknął. - Saya, nie
spuszczaj go z oczu, bo jeszcze to wykorzysta.
Wyszedł
z kuchni; Ji Yong teatralnie odetchnął z ulgą. Zrzucił z siebie
jakże seksowny fartuszek i postanowił wyjątkowo naprawdę
przysłużyć się dobru społeczności. Po odnalezieniu
zachomikowanych w szafkach jajek, zwrócił się do dziewczyny:
-
Ogarniasz w ogóle robienie jajecznicy?
Pokręciła
lekko głową, więc bez zbędnych konwenansów stanął za nią i
złapał za dłonie. Ciepłe i delikatne, tak niepasujące od
wizerunku Sayaki. Przejechał po nich palcami, by jeszcze przez
moment... Kiedy poczuł, jak dziewczyna sztywnieje, natychmiast
przestał. Zamiast tego ulokował głowę na jej ramieniu i rozpoczął
lekcję gotowania.
- Nie
dawaj mi się tak, bo twój chłopiec nas zje - wymruczał jej do
ucha.
Słyszał,
jak przeklina pod nosem. Nie to jednak było problemem –
zdecydowanie większy stanowiła noga, która omal nie znalazła się
na jego kroczu. Bynajmniej nie w celach pokojowych.
-
Masz rację. - Pokiwała głową. - Nie ma sensu kłócić się z
facetem o coś tak... beznadziejnego.
G
zamilkł. Co mógł odpowiedzieć na coś takiego? Pewnie głębsza
refleksja doprowadziłaby go do znienawidzenia samego siebie i
przeproszenia niewiasty za całą akcję, ale na szczęście
uratowało go przybycie Seungriego. W obliczu zostania nakrytym
przestał myśleć.
Chłopak
uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Kompozytor odwzajemnił
uśmiech, zastanawiając się, czy maknae naprawdę niczego nie
widzi, czy perfidnie umiera w duchu ze śmiechu. Na wszelki wypadek
wolał się nie ruszać.
Wytrwał
w tym postanowieniu dokładnie dziesięć sekund. Potem zadzwonił
telefon.
Szefostwo.
***
Pomieszczenie
główne. Sala audiencyjna. Komnata tortur.
Wiele nazw
nosiło to miejsce, każdy zespół nazywał go inaczej – w
zależności od poczucia humoru i sytuacji. Aktualnie BIG BANG
ochrzcił je mianem siedziby głównej Służb Bezpieczeństwa. Teraz
tylko przesłuchanie, ścieżka zdrowia i sponiewieranie przez Starą
Mateczkę Han.
Piątka
k-popowców stała w milczeniu, nie spuszczając wzroku ze stojącego
pośrodku sali prezesa. Żaden nie pozwolił sobie nawet na chwilę
rozluźnienia; wszyscy prostowali się, jakby zaraz ktoś miał ich
skazać na śmierć. Albo wyrzucić z wytwórni. Na nieszczęście to
porównanie nie było w obecnej sytuacji zbyt zabawne. Szczególnie w
momencie, w którym na scenie pojawiła się Sayaka.
Dziewczyna w
ogóle nie wydawała się przejęta. Dziarskim, niepasującym do
niewiasty mocnym krokiem przemierzyła salę, by bezczelnie wręcz
przykleić się do swojego chłopaka. Cała sala zamarła w
oczekiwaniu na reakcję zarządu.
- Więc... co?
- Nikt nie zdążył zaobserwować recepcji pana Yanga, gdyż Saya
ponownie wykazała się wyjątkową odpornością na znajomość
podstawowych zasad kultury.
Ktoś syknął,
ktoś zmarszczył brwi. Dziewczyna nie wyglądała w żaden sposób
na przejętą. Oparła się o ramię Daesunga, uśmiechając się
pogardliwie. Nikt nie miał nawet nadziei, że jakiekolwiek
pertraktacje - pomijając naruszenie wolności osobistej kobiety i
przekupienie jej – są bezsensowne.
Mimo to prezes
postanowił spróbować.
I na próbach
się skończyło.
Po
kilkudziesięciu minutach dyskusji, kwadransie krzyków Sayaki i
jednej próbie ataku zdecydowano się na ugodę. Dziewczyna mogła,
nie MIAŁA, z nimi zostać, by promować wizerunek zespołu jako
otwartego na związki z fanami. Fakt, iż Saya zdecydowanie nie była
fanką, zamierzano przemilczeć.
Żaden z
zamieszanych w sprawę mężczyzn nie mógł uwierzyć, że ta
opętana, wulgarna wariatka potrafiła przegadać najbardziej
opanowanego z najbardziej opanowanych. Kiedy nawet uradowana Saya
pomachała im podpisaną umową – mimo wszystko szefostwo wolało
się upewnić, że niczego nie opowie później mediom – wciąż
nie umieli przyjąć tego do wiadomości.
- Przecież to
było logiczne, że się zgodzą. - Okazało się, iż dziewczyna
należy do tego typu zwycięzców, którzy nigdy nie przestaną
przechwalać się swoim tryumfem i opowiadać, jak to się go
spodziewali. - Przedstawianie was jako nieczułych, pozbawionych
problemów, popędu i tak dalej jest po prostu nielogiczne, durne
i... - Przerwała, by zaciągnąć się papierosem. - Fanki wolą
wierzyć, że mogą z wami być, nie? A ja jako genialny żywy
przykład...
- Tak, wszyscy
jesteśmy z ciebie dumni . - Tae Yang wystawił w jej stronę otwartą
dłoń. Zrozumiała aluzję i zamilkła.
- Nie zapomnij
też o najważniejszym argumencie – parsknął Seungri. - Tym o
wspieraniu nas w domowych obowiązkach.
Męska część
lokatorów uśmiechnęła się złośliwie. Sam fakt, że już
siedzieli w kuchni był wystarczająco wymowny.
Sayaka
zacisnęła usta i chuchnęła w nich dymem. Nikt nie wyglądał na
przejętego, jedynie maknae popatrzył na ohydnego, rakotwórczego
peta z utęsknieniem. Lider nie pozwalał mu palić z racji wieku, co
sam zainteresowany uważał za idiotyczne, ale bał się
zaprotestować.
- Po prostu
stwierdzili, że dla dwudziestoletnich chłopców celibat jest czymś
wybitnie niewskazanym. - Ji Yong odebrał dziewczynie szluga,
obdarzając Seungriego kpiącym uśmiechem.
- Bo z nadmiaru
gromadzących się hormonów molestują nieznajome kobiety –
odparła z powagą dziewczyna.
G-Dragon
roześmiał się w odpowiedzi, Sayaka zawtórowała mu po chwili.
Reszta towarzystwa patrzyła na nich niepewnie w oczekiwaniu na
wytłumaczenie dowcipu. Japonka jednak jedynie potarmosiła włosy
kompozytora.
T.O.P
postanowił nie wychodzi po raz kolejny na tego, który nie ma o
niczym pojęcia. Pociągnął Daesunga za ramię i tłumacząc chęcią
uczczenia rozwiązania sprawy piwem, wyciągnął go z mieszkania.
Nie musiał się odwracać, by czuć na sobie wzrok lidera.
***
Wieczorem,
niezobowiązująco podchmielony, przypomniał sobie o tym, że od
niedawna powinien dzielić pokój z G-Dragonem. Problem polegał na
tym, iż lider akurat tego sobie nie przypomniał. Po kilku minutach
dobijania do drzwi beat boxer nie doczekał się żadnej reakcji.
Mimo wszystko był w zbyt filozoficznym humorze, by dalej walczyć o
dostęp do pokoju. Rozważając znaczenie wierszy Sylvii Plath, oparł
się o drzwi.
***
T.O.P skrzywił
się, boleśnie uzmysławiając sobie z ilu mięśni składa się
jego ciało. Żadna lekcja biologii nie dokonała tyle, ile jedna noc
spędzona pod drzwiami. Próbował sobie przypomnieć, co powinien
zrobić, by ciało przestało go boleć, ale został bezczelnie
zignorowany przez płat brzeżny. Widocznie jego mózg stwierdził,
że tę informację pozna innym razem.
Ruszył w
stronę kuchni, z której dobiegały go głosy i całkiem przyjemny
zapach. Na tyle przyjemny, żeby jego żołądek zakwilił z
rozpaczy. Choi Seung Hyun postanowił się ulitować nad
pokrzywdzonym organem i ruszył ku źródłu przyszłych rozkoszy
podniebienia. W optymistycznym wydaniu, rzecz jasna.
Zaskoczenie
uderzyło go, podwórkowo mówiąc, glanem w ryj. Wyraźnie
rozbawiony Ji Yong trzymał nadgarstki Sayaki, manipulując w ten
sposób trzymaną przez nią patelnią. Oboje wyglądali na bardzo
zadowolonych z sytuacji, swojej pozycji i zachowania. Biorąc pod
uwagę fakt, że ledwie wczoraj Tempo zajmował się głównie
powstrzymywaniem ich, by nie zamordowali siebie nawzajem, miał pełne
prawo czuć zdziwienie.
Dziewczyna
odwróciła się w jego stronę i szepnęła coś do lidera. T.O.P
dałby sobie uciąć rękę, że nie było to w żaden sposób
powiązane z wczorajszą wiązanką na temat wyrywania genitaliów i
wpychania ich do ust irytujących ją osobników.
Gdyby Bóg
respektował takie wewnętrzne zakłady, drugi raper mógłby już
poszczycić się uciętą prawicą.
- Spierdalaj,
tępa szmato – syknął nieco głośniej kompozytor.
Sayaka
pokręciła głową i nadepnęła mu na stopę. G-Dragon odskoczył w
samą porę. Błysnął metal na końcu ściągniętego z blatu
widelca, rozległ się bojowy okrzyk. Dziewczyna pochwyciła nożyk
do krojenia owoców i ustawiła się w pozycji bojowej. Szczęk stali
rozbrzmiał po pomieszczeniu.
Beat boxer
doszedł do wniosku, że powinien zostawić wariatów z wariatami.
Zawisł nad lodówką, wyciągnął okropny, niskokaloryczny jogurt i
wyminął walczącą parkę, by wydobyć łyżeczkę z odmętów
szafki.
Wbrew
międzynarodowym zasadom savoir-vivre'u oparł łokcie na stole. Po
chwili dołączyła do nich jego głowa, która z niewiadomych
przyczyn wydawała się zdecydowanie za ciężka. W leżąco-siedzącej
pozycji obserwował pojedynek mistrzów walki.
- Widzę, żeś
w formie. Mimo pewnych czynników – stwierdził.
Na moment
wybity z rytmu Ji Yong omal nie uniknął przecinającego powietrze
jak błyskawica ataku od góry. Co prawda, takie trafienie w
najgorszym wypadku mogłoby mu lekko przeciąć kawałek skóry, ale
Seung Hyun już zdążył zauważyć, iż w tej walce chodziło
przede wszystkim nie o zwycięstwo, ale o to, by wyjść bez szwanku.
Albo przynajmniej w gorszym stanie niż przeciwnik.
- Jeżeli
starasz się nawiązać do pewnej sytuacji, to myślałem, że już o
tym mówiliśmy i nie będziemy do tego wracać...
Sayaka
przybrała pozę chińskiego mędrca i zaatakowała niechronioną
flankę G. Ostrze nożyka nie wyrządziło jednak żadnych szkód –
większe ślady zostawiło dźgnięcie widelcem zafundowane w
następnej sekundzie kobiecie.
- Miałem na
myśli materialny powód, dla którego twoje emocje przybrały takie
odwrót, ale cóż... - Tempo podniósł głowę ze słabym
uśmiechem. - Wyjaśnisz naszej drogiej Sayi o co chodzi czy ja mam
to zrobić?
Bojowy nastrój dziewczyny
należało już zaliczyć do przeszłości. Wpatrywała się w Ji
Yonga z typowo kobiecym, wścibskim wyrazem twarzy.
- Ani się waż
– syknął lider.
T.O.P zbyt
dobrze się bawił, by spełnić polecenie.
-
Saya, Dae mówił, że namierzył cię, bo pisałaś o nim dobre yaoi
– zwrócił się do dziewczyny. - Kto by pomyślał, że lubi takie
rzeczy, prawda, Kwon?
Uśmiechnął
się z satysfakcją, kiedy Japonka powoli pokiwała głową,
analizując coś w głowie. Uśmiech pogłębił się, gdy przeniósł
wzrok na twarz lidera. Wyglądał jakby nie mógł się zdecydować,
czy wybuchnąć gniewem, czy dać upust panicznemu przerażeniu.
Naprawdę aż tak bał się, że TO wyjdzie...?
-
Pierdolisz – żachnął się w końcu kompozytor. - Spierdalaj
stąd.
Beat
boxer posłusznie wstał, ale jedynie po to, by znaleźć się bliżej
G. Oparł głowę na jego ramieniu i wyszczerzył się do Sayaki.
Dziewczyna nie odpowiedziała uśmiechem – wpatrywała się w nich
z nieodgadnioną miną.
-
Zachowuj się w obecności damy! - zakrzyknął teatralnie urażony
Seung Hyun. - Chociaż osobiście zaczynam wątpić, czy
interesowałaby cię obecność JAKIEJKOLWIEK damy.
Odchylił
się, gdy główny raper wyprowadził cios. Skrzywił się z
niesmakiem, po czym zgarnął jogurt oraz łyżeczkę. Stanął na
środku kuchni, grzecznie ukłonił i wyszedł z pomieszczenia.
-
Gdybym sprzedała informację o waszej dzisiejszej kłótni
reporterom, byłabym milionerką – usłyszał jęk Sayaki. -
Pieprzony Dae, czasami wolę, żeby go nie było.
- A
co niby takiego ciekawego było w naszej sprzeczce?
T.O.P
mógł się założyć, że dziewczyna wzruszyła ramionami.
-
Preferuję Taeyang x V.I, więc mnie nie pytaj.
Beat
boxer zakrztusił się malowniczo. Łapał rozpaczliwie powietrze,
próbując zawołać kogoś, kto mógłby mu pomóc. Nikt jednak go
nie słyszał. Pochylił się z zamiarem wyplucia tego, co...
Świst
powietrza, po którym nastąpiło uderzenie w plecy brzmiał jak
wybawienie. T.O.P nigdy nie podejrzewał się o skłonności
masochistyczne, lecz z każdym razem czuł się lepiej. W końcu
odetchnął pełną piersią.
Odwrócił
się, by zobaczyć stojącą za nim Sayakę. Kobieta uśmiechnęła
się czarująco.
-
Ale nie bój nic, G-Topa też lubię.
Bogowie,
jakież to straszne siły puścił w ruch?!
Świetne!
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam G-Topa więc czekam na następną notkę :)
OdpowiedzUsuńnajlepszy gtop w internetach!!!!!
OdpowiedzUsuń