Biegł, ignorując wołania przyjaciela; nawet nie rozumiał tych okrzyków. Obrazy i odczucia sprzed paru chwil powoli, szczątkowo, ale nieuchronnie wypływać na wierzch. Chciał być daleko, gdziekolwiek indziej, byle nie przy liderze. Dlatego biegł, biegł, biegł, dopóki gwałtowny ból nie targnął jego ciałem, gdy uderzył w coś dużego, poruszającego się zdecydowanie za szybko jak na słup.
***
Od kilku minut pomieszczenie jawiło się Seung Hyunowi jako ogromny okrąg, wzdłuż którego musi nieustannie krążyć każdy, kto wstał z miejsca. Zarówno Daesung, jak i Taeyang i Dragon nawet na moment nie usiedli, nie zboczyli z trasy. Tylko D-Sol mówił: opowiadał o pierwszym spotkaniu z wyzywającą go od idiotów fanką, kolejnym spotkaniu, ukrywaniu randek dzięki opowieściom o pijackich libacjach z Seungrim. Z każdą sekundą jego opowieści twarz G tężała; kiedy główny wokalista doszedł do kawałka z przyłapaniem jego i dziewczyny przez reporterów, twarz Kwona mogłaby konkurować z dowolną kartką papieru.
- Inaczej mówiąc, robiłeś nas w chuja przez kilka miesięcy, wczoraj zauważyli cię jak lizałeś swoją kochaśkę, a teraz przylatujesz do nas, byśmy uratowali ci tyłek? - parsknął lider.
Daesung usiadł obok Tempo, wyrywając się z tego przeklętego koła, i pokiwał głową. Choi wolałby, żeby tego nie robił. Brak zaufania ze strony wokalisty bolał; był pewien, że Ji Yong nie reagowałby w tak ekstremalny sposób, gdyby chociaż wcześniej im powiedział...
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że mogą nas stąd wywalić?!
Taekwon oparł się o ścianę. Teraz tylko główny raper krążył po pokoju. T.O.P nie potrafił wyrzucić z głowy porównania chłopaka do jastrzębia wpatrującego się w ofiarę. Nawet nie czuł się nieswojo z tego powodu - G całkowicie skupił się na historii Kanga. Zresztą wolał omówić... "tamto" później. Sto lat wydawało się odpowiednio długim okresem, by rozważyć wszystkie za i przeciw.
- To nie jest romans dla pań po pięćdziesiątce, debilu! - wrzasnął kompozytor. - Tu są zasady! Z-A-S-A-D-Y! Jeżeli się do nich nie stosujemy, to... Ja pierdolę. - Zakrył usta dłonią i pokręcił głową. - Co ty sobie w ogóle myślałeś? Że ukradkiem weźmiecie ślub, dorobicie się dziecięcej drużyny piłkarskiej, a reszta świata straci wzrok?! - Kiedy i on się zatrzymał, w salonie zapanowała złowroga cisza. Zatrzymany parę godzin wcześniej zegar jedynie potęgował to wrażenie. - Boże, cała praca, te wszystkie lata, teraz...
Young Bae podniósł się z kanapy, by objąć Dragona ramieniem. Beat boxera jednak nie rozczuliła ta scena. Przeciwnie. Spojrzał na nienaturalnie duże cienie pod oczami Daesunga i coś w nim pękło. Poruszająca, dramatyczna scena, którą właśnie odegrał kompozytor napełniła go obrzydzeniem, przywołała niedawne wspomnienie chwiejącego się, naćpanego chłopaka.
- Akurat ty nie powinieneś uczyć
nikogo o ostrożności, czy dbaniu o dobro zespołu. - wycedził, mrużąc oczy - Daesung, może uda nam się dojść
do jakiegoś porozumienia z menadżerem... W końcu to, że jesteś z
fanką może dać innym duże pole do fantazjowania o wszystkich
pozostałych.
G wysunął się z objęć najlepszego przyjaciela i po raz pierwszy od ich "pocałunku" popatrzył mu w oczy. Stał na drugim końcu pomieszczenia, daleko niego, lecz mimo to Seung Hyun zadrżał. Główny raper jedynie uśmiechnął się chłodno.
- Ja nie obnosiłem się z niczym na prawo i lewo. Nie poradzę, że NIEKTÓRZY nie mogą usiedzieć w miejscu bez wtrącania nosa w nieswoje sprawy. - Kwon przestał udawać załamanego, był naprawdę wściekły. - Dzięki niebiosom, mam rozwiązanie. Możemy po prostu zapłacić kochanym hienom, dziewczynę zmusić do odpuszczenia i problem z głowy, nieprawdaż? Jeżeli oczywiście pominiemy szereg rozmów z wytwórnią, które będę musiał przeprowadzić i tłumaczyć się za wszystko w twoim, Dae Sung, imieniu.
Choi także wstał.
- Nikt nie będzie się bawił w
korupcję ani prał mózg niewinnej dziewczynie. To, co Dae zrobi
ze swoim życiem jest zależne tylko od niego, a ty powinieneś zająć
się własnymi problemami.
Dragon skrzywił się demonstracyjnie, lecz T.O.P się już tym nie przejmował. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w tym przypadku nie mogą pozwolić sprawom toczyć się własnym torem, jednak miał dość. Dość tej sprawy, lidera, tego, jak traktował innych i tego, że nikt poza nim nie zwracał na to uwagi.
- Moim problemem jest rozwalenie zespołu - odparł sucho chłopak. - Do mnie należy zarządzanie waszą hałastrą, jakbyś nie
zauważył. Może uda się to przeprowadzić polubownie. Jeżeli nie... - Przygryzł wargę. - D-Sol, przyprowadź ją tu - rzekł cicho. Adresat wypowiedzi zamrugał, chyba dopiero orientując się, że do do niego się zwrócono. - JUŻ! - Ji Yong nie pozwolił mu na zebranie myśli.
***
Niebo płakało obficie; Seung Hyun z trudem rozpoznawał sylwetki ludzi mających wyjątkową przyjemność przebywania na zewnątrz. Zacisnął palce na parapecie i westchnął ciężko.
Wciąż czekali na Daesunga. Chłopak albo utknął w korku dłuższym od Muru Chińskiego, albo właśnie wsiadał do samolotu lecącego na Karaiby. W obu przypadkach był idiotą. Liczyła się każda minuta, o czym nie zapominał co chwilę przypominać G. Przynajmniej dopóki Taeyang nie kazał mu się zamknąć.
Teraz T.O.P z radością posłuchałby jakiegoś liderowego kazania. Czegokolwiek, byleby przełamało panujące między nimi napięcie. Już wiedział, jak czują się żołnierze. Poddenerwowani, w każdej chwili gotowi na przybycie wroga. Cisza była gorsza od hałasu, to jej nie potrafił przerwać. Nawet kiedy Ji Yong odsunął go od okna i usiadł na parapecie. Niemal stykali się nosami.
- I co teraz? - Kompozytor odezwał się pierwszy. - I nie mam na myśli tego zamieszania z Dae.
- To, co się stało... - zaczął.
G zamrugał. Nie wyglądał jednak na zbytnio zaskoczonego. Uśmiechnął się kpiąco i bardzo teatralnie westchnął.
- Nie musimy o tym rozmawiać - uciął dziwnie obcym głosem. - Nie teraz. Naprawdę daj sobie spokój.
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Wiem, że teraz pewnie czujesz się skrępowany i w ogóle, ale to...
Uniósł brwi, słysząc parsknięcie chłopaka. Tamten jednak nie patrzył na niego.
- Ok, w porządku. - Wzrok Kwona był utkwiony za jego ramieniem, skupiony na analizowaniu ściany. - Byłem najebany, tak? Nie masz się czym przejmować. To wszystko... nie miało znaczenia.
Dalej patrzył na ścianę.
- Nie chciałbym, żebyś... - zaczął i zamilkł, słysząc śmiech przyjaciela.
- To nie jest pierwszy raz, kotku. - G machnął ręką, jakby odganiał jakąś wyjątkowo natrętna muchę. - Naćpałem się, przelizaliśmy się, koniec tematu. Mógłbym się wściekać, gdybyś mnie przeleciał, a tak to po prostu zwalam to na karb swej olśniewającej prezencji. Dziękuję, kropka.
Tempo pokręcił głową. Go to zdecydowanie nie bawiło. Do tego typu zbliżeń dochodziło jedynie między kochankami albo pijanymi, a on... Nie dość, że nie odepchnął kolegi, to nawet sam zainicjował, zachęcił do pocałunku. Nigdy nie uważał się za geja, tym bardziej za człowieka durzącego się w znajomych w pracy. Przyjaciołach. Coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy, lecz czy oznaczało to od razu, iż nie miało znaczenia?
Stop.
Tak jak powiedział Ji Yong.
To nie miało znaczenia.
Nieważne, że czuł się brudny, skrępowany i zirytowany. To nie miało znaczenia.
Tak samo jak to, że nie potrafił spuścić wzroku z ust lidera.
***
Stukot ciężkich butów wyrwał Dragona z zamyślenia. Oparł się nonszalancko o ścianę, westchnął ciężko i skupił się na drzwiach. Pozostawało mieć nadzieje, iż D-Sol wybrał na królową serca jakąś przerażająco nieciekawa, sympatyczną dziewczynę, która po krótkiej rozmowie zapozna się ze swym miejscem w szeregu, grzecznie oddali i przestanie sprawiać kłopoty. Być może nawet udałoby się wtedy przekonać prezesa, że w gazetach zamieszczono fotomontaże, Daesung dalej jest dziewicą, a BIG BANG jest gotowy do pracy jak nigdy.
Drzwi trzasnęły z hukiem, a on westchnął ponownie. Cały plan trafił szlag.
- Dae, może nas przedstawisz? - Demon miał irytująco słodki, japoński akcent.
Nikt nie zareagował. Wszyscy - prócz D-Lite, który bardzo dokładnie analizował zawartość stojącego nieopodal kubła, i jego pogardliwie uśmiechniętej dziewczyny - wytrzeszczali oczy.
Ji Yong widział w swoim życiu wiele kobiet. Niektóre inspirowały się satanistycznymi zespołami, inne farbowały włosy na absurdalne kolory, hodowały na ciele kolczykową dżunglę albo nagle wymieniały wszystkie ubrania na różowe. Dotąd jednak nie spotkał takiej, która wymieszała absolutnie wszystkie style, dokładając jeszcze gigantyczne, jaskrawoczerwone platformy i tonę tapety. Jeszcze żadna też nie była w tak fascynujący sposób brzydka. I ładna. I irytująco niejednoznaczna.
- Ja... To moja... Saya. Sayaka Ishihara - wydukał przerażony Dae Sung, gdy przedstawicielka płci stereotypowo pięknej dźgnęła go pod żebra.
Kwon wydał wargi, rozdrażniony nasuwającą się anegdotką o noszeniu spodni w związkach.
- Gdyby nie okoliczności, powiedziałbym, że miło cię poznać - zaczął. - Chociaż nie, jednak wtedy też nie. - Bezczelnie zlekceważył syknięcia kolegów. - Wracając do problemu, jesteście pewni, że tak mocno się kochacie, iż nie możecie pod żadnym pozorem ze sobą zerwać i rozwiązać cały problem?
- Jestem pewna, że nie zrobię tego tylko dlatego, że w tym waszym "kij-popie" liżecie fankom dupy.
Lider przyłożył dłoń do skroni. Nie spodziewał się tego, nawet nie zakładał, że z miejsca trafią na dziewczynę, która absolutnie MUSI coś wszystkim udowodnić. Na dodatek nie była fanką, więc... Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia co z tego wynikało. Jego Drugie Ja, powszechnie znany jako Strateg, zdążyło uciec wraz z Cierpliwością. Tak nikt go nie nazywał.
- W takim razie, kochanie, zobowiązuję cię do uroczego dbania o swojego chłopaka w nadchodzących dniach - warknął. - Ktokolwiek na sali, kto nie jest oczywiście Choiem, ma jakiś pomysł, który nie skończyłby się rozwaleniem naszego kochanego zespołu?
- A to taki problem? Przysłużylibyście się muzyce - zaświergotała Sayaka. - Ale jeśli ta sprawa jest dla was AŻ TAK ważna, to chyba... T.O.P miał ponoć jakiś pomysł. Przynajmniej Dae tak mówił.
G zaczął odliczać do stu. Przy piętnastu przeklął.
- Słuchaj, skarbie... - Potrząsnął głową. - Aktualnie pełnisz rolę krzesła albo
wieszaka - chociaż nie, one są mimo wszystko pożyteczne. Jesteś
tutaj tylko po to, byś zaświadczyła, że jednak tak mocno
loffciasz naszego kolegę, iż nie zrobisz czegoś tak wspaniałego
jak zerwanie z nim. Więc z łaski swojej... zamknij się. - Odwrócił się do niej plecami. - A wy, koty... Aktualnie mamy dwie opcje. Albo pozwolimy na... zastąpienie D-Sola kimś innym, albo bawimy się w rewoltę. Wiem, że to formalność, ale co o tym...?
- Przepraszam, ale o czym ty pierdolisz? - Dziewczyna uniosła zakolczykowaną brew. - To, że jesteś liderem nie ma w tej
sprawie nic do rzeczy. To dotyczy jedynie mnie, Dae i waszej kochanej
wytwórni. - Podeszła do Dragona, a jej źrenice zmniejszyły się
niebezpiecznie. - Jeżeli cię wywalą... Mi to nawet na rękę. Ale
mógłbyś przestać traktować wszystkich z góry tylko dlatego, że
dali ci wyższy stołek. - Jej wypowiedź stawała się coraz
chaotyczniejsza wraz ze stopniem, w jakim zbliżała się do
Dragona i wysokością tonu jej głosu. - Takie ciągłe podkreślanie swojej pozycji jedynie ujawnia słabości.
Nie rozumiała. Naprawdę nie rozumiała. Ji Yong nie wiedział, jak wielką musiała być dziura, w której przedtem mieszkała ta kobieta, ale nie zamierzał się tym przejmować. Tylko uświadomić. Od razu i brutalnie.
- Powiedzieć ci coś fajnego, kotku? - Usiadł na parapecie. Brzęknęła zapalniczka, w ustach wylądował jedenasty tego dnia papieros. - To, że jestem szefem tego męskiego burdelu sprawia, iż ponoszę za nich
odpowiedzialność, więc to jest też MOJA sprawa, a także - uwaga! - sprawa
zespołu. Ty sobie możesz co najwyżej pozować do fotografii. Yeng nawet nie pozwoli ci dojść do słowa, bo... Chociaaaż... - przerwał,
otaksowawszy ją wzrokiem. - Jesteś
wyszczekana, więc może odpowiednio ich sprowokujesz. Odpowiednio.
Dziewczyna chyba coś odpowiedziała, potem odezwał się Seungri, a jeszcze później chyba Young Bae, lecz G nie zwracał na nich uwagi. Wypuścił dym z szerokim uśmiechem. Wreszcie zrozumiał.
Ona był ich szansą. Szansą na zwrócenie uwagi wytwórni na to, że nie są robotami, że przecież mogą mieć kogoś. Szansą na normalność. Szczególnie biorąc pod uwagę niespotykaną butę Sayaki - prezes uwielbiał ludzi, którzy z nim dyskutowali. Może o to chodziło Seung Hyunowi?
- Ok, jesteś
przyjęta na Głównego Chuligana, możesz zasalutować. - Podniósł się nagle.
Rozchyliła wargi, kręcąc głową, lecz ukochany zasłonił jej usta dłonią. Wydawał się szczerze rozbawiony.
- Nie denerwuj się. Jeżeli wszystko się uda, będziesz znosić go codziennie. - Cała piątka parsknęła.
- Wszystko się uda? Nie zamierzam się
bawić w te wasze muzyczno-komercyjne gierki ani tym bardziej
zamieszkiwać w cholernym obozie pracy dla zniewieściałych. - Złapała się pod boki, wyraźnie wkurzona.
Kompozytor pokręcił głową.
- Zawsze widziałem, że on po prostu NIE MOŻE wybrać miłej, poukładanej, normalnej dziewczyny - stwierdził kwaśno.
- Ponoć ludzie najbardziej nie znoszą sobie podobnych - rzucił nagle maknae. Tym razem to Dragon się nie roześmiał.
- Konkretniej - T.O.P wreszcie raczył zaszczycić ich swym głębokim basem - Żeby zdziałać cokolwiek, musimy
wiedzieć, na czym stoimy. Poczekamy, aż menadżer sam na nas
napadnie i będziemy improwizować. Tworzenie niecnych planów nic
nam teraz nie da.
Wszyscy pokiwali głowami. Raczej nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni, ale nie dostrzegli jakichś okropnych wad tego konceptu. Alternatywa w postaci wspólnego siedzenia w takiej atmosferze nikogo aż tak nie kusiła.
Ji Yong pierwszy rzucił się do wyjścia. Biegł na złamanie karku, zamiast bicia serca słysząc Rolling Stonesów uderzających w talerze. Przy akompaniamencie Neila Pearta.
Drżącymi rękami, z trudem zamknął drzwi na klucz. Oparł się o nie i głośno wypuścił powietrze. Nasłuchiwał biegu albo przynajmniej ciężkich kroków Choia, lecz nic takiego nie nastąpiło.
Życie nieraz udowodniło chłopakowi, że sytuacje opisane w książkach tak naprawdę w "normalnym" świecie na nikim nie zrobiłyby wrażenia.
Nie tym razem.
Drzwi zatrzęsły się w posadach, pozwalając mu doświadczyć, jak wyglądałoby spotkanie Gandalfa z Barlogiem, gdyby obaj byli kompetentni.
Przekręcił klucz i wychylił się zza framugi, by rozeznać się w sytuacji.
ŁUP.
Spotkanie pierwszego stopnia z gładkim drewnem pozbawiło go tchu. Próbował oddychać, ale ból dostatecznie mu w tym przeszkadzał. Właśnie, ból... Ból był za słabym słowem. Był oszołomiony w ścisłym tego słowa znaczeniu i bynajmniej nie z powodu nachylającego się nad nim beat boxera. Choć to mogła być jedna z przyczyn.
- Ja... Wszystko w porządku? - T.O.P wsunął mu rękę pod kark i uniósł delikatnie niczym konającego żołnierza, właśnie trafionego na wojnie w Afganistanie.
- Spierdalaj - jęknął jedynie, wspiąwszy się na wyżyny elokwencji.
Potem Bóg postanowił upomnieć się o te wszystkie niezapłacone rachunki za prąd i zrobiło mu się ciemno przed oczami.
Zemdlał.
a tak w ogóle, kociałki (nieżywy mówi), patrzcie, jaka nowa, fajna zakładka! <3
Przekręcił klucz i wychylił się zza framugi, by rozeznać się w sytuacji.
ŁUP.
Spotkanie pierwszego stopnia z gładkim drewnem pozbawiło go tchu. Próbował oddychać, ale ból dostatecznie mu w tym przeszkadzał. Właśnie, ból... Ból był za słabym słowem. Był oszołomiony w ścisłym tego słowa znaczeniu i bynajmniej nie z powodu nachylającego się nad nim beat boxera. Choć to mogła być jedna z przyczyn.
- Ja... Wszystko w porządku? - T.O.P wsunął mu rękę pod kark i uniósł delikatnie niczym konającego żołnierza, właśnie trafionego na wojnie w Afganistanie.
- Spierdalaj - jęknął jedynie, wspiąwszy się na wyżyny elokwencji.
Potem Bóg postanowił upomnieć się o te wszystkie niezapłacone rachunki za prąd i zrobiło mu się ciemno przed oczami.
Zemdlał.
a tak w ogóle, kociałki (nieżywy mówi), patrzcie, jaka nowa, fajna zakładka! <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz