wtorek, 29 października 2013

Pieśń o szczęściu - rozdział III

Obrzydliwie krótkie, wiem. Szczególnie, że ostatni rozdział w ogóle nie zaistniał w przestrzeni internetowej. Ale, ale, ale! Teraz czeka nas wspaniały długi weekend, więc naprawdę przysięgam, iż dodam jeszcze jeden, nim nastanie wtorek. Tym razem na poważnie.
Dla żądających dżadżoi czytelników - jakikolwiek wątek rhomansowy pojawi się tak naprawdę dopiero w następnym rozdziale. Lecz od razu będzie ciekawie, dlatego nie krzyczcie.




Nazajutrz T.O.P obudził się w dziwnej plątaninie kończyn, zmęczony bardziej niż przed pójściem spać. Było przeraźliwie, wręcz niewiarygodnie niewygodnie i gorąco. Jedynie moce boskie mogły powstrzymać organizm od wcześniejszego obudzenia się bądź uduszenia. Ewentualnie nawet jego ciało nie posiadało podstawowych potrzeb. Takich drobnostek jak oddychanie i inne nieistotne rzeczy.
Samopoczucia nie poprawiał bynajmniej lider, który miał zdecydowanie za ciepły oddech. Zdecydowanie za blisko jego szyi. Bał się poruszyć, by nie zbudzić chłopaka, więc ostatecznie skończył zesztywniały i skrępowany, przeklinając fakt, iż ten jeden raz w życiu „wstał” pierwszy. Podium mu się, kurna, zachciało.
Zamrugał groźnie, by wywrzeć na śpiącym presję. Powinien się wreszcie obudzić, a nie, nic nie robi, tylko śpi. Otworzył usta, zdumiony taką hipokryzją. Po chwili je zamknął. A co, przecież i tak nikt tego nie słyszy.
W tym momencie G otworzył oko. A Seung Hyun niemal nie wrzasnął, odczuwając lekkie déjà vu. Przebywanie z tym człowiekiem naprawdę stawało się niebezpieczne dla zdrowia. 
- Dzień dobry, śpiąca królewno. - Postanowił być miły. -  Może miałabyś ochotę na prysznic? Śniadanie? Zaprzestanie miażdżenia mi wszystkich możliwych części ciała?
Został całkowicie i bezsprzecznie zignorowany. "Księżniczka" zmarszczyła cudny nosek, wydęła wargi i obróciła się na drugi bok. Przynajmniej próbowała. Dopiero zetknięcie się z zimną ścianą zachęciło ją do podjęcia pertraktacji. 
– Takie pytanie… - A nie, jednak zaczęła bezsensownego pieprzenia. -Dlaczego chodzisz spać bez koszulki, kiedy siedzisz w jednym łóżku z facetem?
W sumie dobre pytanie. Szczególnie biorąc pod uwagę jego awersję do wszelkiego negliżu.
- Oszczędź sobie. Spanie w koszulce jest uciążliwe, nie lubię, jak mnie coś uwiera. – zaczął się tłumaczyć.
- A ja cię nie uwierałem?
Nie zdążył zripostować, bo irytujące dziecko jakimś magicznym sposobem nagle wydostało się z łóżkowej twierdzy i poleciało do łazienki. Przewrócił oczami, gdy usłyszał odgłos zamykanych drzwi. 
Postanowił spożytkować tę chwilę samotności na bliższe oględziny pokoju przyjaciela. Szybko jednak uznał, że nie ma tu nic wartego uwagi, a siłę, jaką pożytkował na wzbranianie się przed zaglądaniem do cudzej MĘSKIEJ szafki z bielizną, spożytkował na dobieraniu stroju. Może wyglądem odwróci uwagę od całkowitego braku tanecznego talentu?
- Wyłaź, bo zaraz ci narobię do doniczki! – zagroził, dobijając się do drzwi toalety.
Oczywiście reakcji brak. Przejmowanie się pragnieniami bliźnich nigdy nie należało do zakresu obowiązków pana G-Dragona. 



***



Do rozpoczęcia pozostało niecałe 15 minut, ale Ji Yong nie za bardzo się tym przejmował. Nie łudził się. T.O.P mógłby zostać uznany za dobrego tancerza jedynie przez komisję złożoną z niewidomych. Chociaż nawet oni usłyszeliby, iż on i kroki to Arktyka i Antarktyda  Pozostało jedynie obmyślić jakąś ciekawą i w pełni usprawiedliwioną zemstę. Przecież w końcu mu pomagał, prawda? To nie jego wina, że ten idiota niczego się nie nauczył.
Właśnie stał naprzeciwko drzwi, usiłując jakoś ulokować na nich wiadro. Niestety, plan poległ już na drugi etapie realizacji. Nie potrafił w żaden sposób położyć pojemnika tak, by samemu nie zostać od razu ubranym.
Wesołą zabawę w kotka i myszkę przerwała wydobywająca się zza drzwi sali prób rozmowa. Kierowany wrodzoną wścibskością...wrodzoną ciekawością, jak poprawił się w myślach, przysłuchał się dokładniej.
- …ale fanki mają większą siłę przebicia od nic nieznaczącej, dopiero uczącej się gwiazdeczki.
Po drugiej stronie drzwi zaległa chwilowa cisza, po czym odezwał się ktoś o podejrzanie podobnym do Seung Hyuna głosie. Nie, to nie mógł być. Miał ćwiczyć. Miał się przygotowywać. NIE MÓGŁ teraz się obijać! Niemożliwe. Niemożliwe. Niemożliwe. G zatkałby sobie uszy, gdyby nie ta nagląca potrzeba wiedzenia o wszystkim.
- Wiesz, jak zrezygnujesz już na starcie, nic nie osiągniesz. Zresztą… To twoje życie, masz prawo mieć na nie jakiś wpływ.
Krótkie, zrezygnowane westchnienie i całkowita zmiana tonu:
- Może i masz rację. Ale… Teraz bardziej mnie interesuje, gdzie tym razem spędziłeś noc. Ładna jakaś?
Histeryczny wybuch śmiechu.
- To nie to, o czym myślisz…
- Ehe, najczęstsze kłamstwo na świecie.
- Naprawdę, postanowiliśmy z Kwonem… Obejrzeć wszystkie odcinki "Czystej krwi", a trochę tego jest, więc… Zamieszkam u niego na parę dni. I tyle.
Wstrętny podsłuchiwacz zamarł, szczerze urażony wplątaniem go w tak beznadziejną historyjkę. Przez moment analizował wszystkie za i przeciw, by w końcu wpaść pomieszczenia z okrzykiem godnym Indianina atakującego dyliżans. Stojący pod oknem Dae Sung i T.O.P podskoczyli na sam jego widok. Ha, mimo wszystko pamiętają, że lider jest pierwszym po Bogu.
– On mnie katował, a nie oglądał seriale! - zawołał z bólem, nieco niepasującym boskiej istocie. – Zabierz go, bo umręęę.  – Oczywiście odpowiedziała mu cisza. Ok, jednak przeliczył się co do ich zdolności przyjmowania tylu bodźców naraz. – Marsz na próbę! Marsz... na... próbę... wy. - Wykonał dość obrazową pantomimę. - Ale nie, nie wy. W sensie, tylko D-Sol, Ty, Choi, czekaj. Na moment, dosłownie na moment.
- Mistrz nurkowania głębinowego, jak to w pewnej mandze ujęli… - mruknął pod nosem paskudny raper, z niesmakiem obserwując, jak główny wokalista bez słowa opuścił pokój.
- Wrzeszczeć na jednym oddechu to mogę i dłużej. – Kompozytor wystawił język. – Słuchaj, mamy jeszcze 10 minut, wszystko można dopracować! Po pierwsze… Odpręż się, dziadu jeden! W ciągu 1/6 godziny mogę ci puścić nawet pornola, jeżeli cię to odpręży, so… Wdech i wydech! Lepiej?
Ignorant mógłby powiedzieć, iż to on najbardziej się przejmuje. Że nie powinien tak skakać, bombardować informacjami, poradami i innymi bardzo przydatnymi rzeczami. Ale tak powiedziałby jedynie człowiek ograniczony. T.O.P na pewno należał do osób światłych, więc...
Nie, jednak nawet on wolał wegetować w ciemnogrodzie. Uniesiona bezwiednie lewa brew bezwarunkowo o tym świadczyła.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z faktu, że takim pieprzeniem jeszcze bardziej mnie denerwujesz…
Ji Yong ujął w dłonie gębę głupiego, niewspółpracującego człowieka i zmusił, by na niego spojrzał. Następnie dźgnął go między żebra.
- To na szczęście, panie Choi. – Uśmiechnął się szyderczo. Nagle do głowy przyszła mu jeszcze jedna frapująca rzecz, doskonale wpisująca się w kanon poprzedniej wypowiedzi. – Pamiętasz wszystko?
- Teraz zaczynam mieć wątpliwości. Przerażasz bardziej od tego łysiejącego, spoconego faceta, który patrzy na mnie wzrokiem zgłodniałego pedofila bądź fana G-Top.
G westchnął bardzo dramatycznie oraz bardzo, ale to bardzo przeciągle, po czym zmierzył lodowato przyjaciela. W duchu pogratulował sobie należenia do zespołu, do którego chyba dobierali według najniższego IQ. Oczywiście oprócz niego. Postanowił zastosować inną taktykę. 
- Nie waż się odsłonić wad przed tym nadętym bubkiem, który nie sięga ci nawet do ramienia! – rzekł nieco bezsensownie. Mimo wszystko on też ledwo tam sięgał. 
Nie spuszczał z kolegi wzroku. Jeszcze nigdy nie widział takiego nagromadzenia uczuć w oczach Seung Hyuna. Zniecierpliwienie, przerażenie i... Zmrużył powiekę. Czyżby właśnie...? Przysunął bliżej twarz, by móc się przypatrzeć. Z nieznanych powodów policzki tamtego pokryły się ciemniejszymi plamkami. Miał uczulenie? Dlaczego...? 
Spoliczkował rapera, odskakując do tyłu. Pokręcił głową na widok zmieszanej, zdziwionej miny przyszłej klęski tanecznej.
- To... Też na szczęście. - Wzruszył ramionami.
 - Nie wiem, którą jeszcze częścią swojego ciała mi przywalisz, ale radzę przed tym zastanowić się, czy ma ono tak zbawienny wpływ, żeby siniaki pomagały w tańczeniu…
- Powinienem życzyć ci połamania nóg, więc ciesz się, iż nie wprowadzam kolejnego powiedzonka w czyn – odparował. – Mamy 5 minut, więc ruszajmy, no chyba, że masz jeszcze coś do załatwienia.
T.O.P nie odpowiedział. Zmienił wyraz twarzy na skazańca i wywlókł się na korytarz. G pokręcił głową. Skojarzenia z "Zieloną milą" były nie do odparcia.



***



Ku niezadowoleniu lidera, w pomieszczeniu byli już zgromadzeni wszyscy trenerzy, z tak dokładnie opisanym przez Choia z menadżerem na czele. Z trudem powstrzymał się od ucieczki. Jedynie mocarna siła obywatelskiego posłuszeństwa zmusiła go do pokłonienia się i dołączenia do stojącej reszty kolegów.
- Fascynujące, że groziłeś mi wczoraj takim knypkiem – wyszeptał do drugiego rapera, spoglądając na niskiego oraz przysadzistego mężczyznę. – W swoim wczorajszym stanie byłbym go w stanie zamordować, nim by dotarł do Papy Yenga.
- Gorzej, gdyby moje przypuszczenia wobec niego okazały się prawdą i wykorzystałby twoją niedyspozycję. – Złowieszczy chichot pozbawił go resztek dobrego humoru. 
- To może na początek Tempo zaprezentuje swoje postępy?
Ok, jednak jeszcze jakieś resztki były. Dopiero teraz poszły się chędożyć.
Drugi raper wystąpił z miną w najlepszym wypadku wyrażającą kompletny żal nad straconym żywotem. Wydawało się, iż już teraz ciało odmówiło mu współpracy; Ji Yong nawet nie próbował wyobrażać sobie tego, jak będzie wyglądał jego taniec.
Jednak nie było tak źle. T.O.P ewidentnie wyłączył myślenie, nie skupiając się dokładnie na tym, co robił. Szczerze mówiąc, powoli zaczynał przechodzić z kategorii "bezdenne niczym Bajkał dno" do "beznadziejnej do bólu beznadziei". Cóż, zawsze jakiś postęp. Kwon przygryzł wargę. Wyglądało to naprawdę coraz lepiej, tamten dał się ponieść uczuciu i...
Wylądował jak długi na podłodze.
Nawet mucha przestała irytująco bzyczeć. Wszyscy stracili zdolność artykulacji. Pierwszy otrzeźwiał lider. Przeskoczył nad leżącym, unosząc w emfazie ręce do nieba.
- On stracił przytomność! - zakrzyknął.
Jako że był wybrańcem bogini Fortuny – nikt nie zakwestionował jego słów. Reszta towarzystwa albo nie mogła dalej nic powiedzieć, albo zamarła z powodu tak wspaniałego popisu jego zdolności aktorskich. Otarł pot z czoła dramatycznym gestem i ujął kolegę za ramiona. Nie dbając za bardzo o komfort tamtego, wyciągnął go z pomieszczenia.




1 komentarz:

  1. uuuu akcja się rozkręca.
    Podoba mi się to jak piszesz. Zdecydowanie niesamowite i totalnie w moim stylu porównania :0

    OdpowiedzUsuń