niedziela, 13 października 2013

Pieśń o szczęściu - rozdział I

Dzień, w którym nic nie wychodzi nie jest uznawany za coś szczególnego. Ot, zniszczone dokumenty, pobicie żony, wpadnięcie do studzienki kanalizacyjnej, zdefraudowanie pieniędzy - każdemu co jakiś czas zdarza się coś podobnego. Choć może w mniejszej skali.
Niepokój odczuwa się dopiero wtedy, kiedy "przejebany dzień" zamienia się w "przejebane dni". Problem pojawia się zaś momencie, gdy nie pamięta się czasów, w których coś wychodziło. Cokolwiek.
Choi Seung Hyun, znany powszechnie jako T.O.P, nie potrafił pozbyć się wrażenia, że nie umie przypomnieć sobie dnia, w którym umiał tańczyć. Nie, żeby miał podstawy, iż takowy kiedykolwiek nastał, ale powinien chociażby kojarzyć, że kiedyś ktoś chwalił jego paralityczne ruchy. Albo przynajmniej nie narzekał. Nie tak jak teraz.
- T.O.P, wystąp! - Przedstawiciel YG zmierzył go krzywym spojrzeniem znad czarnych, urzędniczych okularów. - Czy ty naprawdę nie chcesz, byście osiągnęli sukces?! Rozumiem, rozumiem - sądząc po tonie, zdecydowanie nie rozumiał - że nie każdy ma predyspozycje odnośnie do zostania wspaniałym tancerzem, lecz to, co właśnie pokazałeś jest poniżej... pewnego poziomu. Dlaczego zapomniałeś kroków? Jak możesz to wytłumaczyć?!
Uśmiechnął się w ten specjalny, nieco głupkowaty sposób, którego wytwórnia nie znosiła. Zwyczajnie nie potrafił się opanować.
- Zapomniałem kroków? - zasugerował.
Mężczyzna poczerwieniał. Trzymana przez niego obita skórą teczka niebezpiecznie zadrżała.
- Jak mogłeś?! Na dodatek teraz... Zamiast żałować, stoisz tutaj bezczelnie i traktujesz jak chlubę swoje niedbalstwo!
- A co, ma się położyć? - G-Dragon postanowił w bardzo dowcipny sposób włączyć się do rozmowy. Oparł się na beat boxerze i kontynuował. - Czy bezczelne jest dla pana też to, iż mój przyjaciel patrzy na pana z góry? Może podstawić krzesło, by wyrównać jakoś tę granicę trzydziestu... przepraszam, czterdziestu centymetrów?
Choi powstrzymał się przed powiększeniem, i tak już działającego na jego niekorzyść, uśmiechu. Widząc, że mężczyzna jest już na granicy wybuchu - co jak co, ale BIG BANG specjalizował się w wywoływaniu takich reakcji - wyprostował się, strzepując rękę kolegi z ramienia.
- Obiecuję, że popracuję nad tym układem - zapewnił. Nie mógł jednak pozbyć się pewnej dawki sarkazmu w głosie. Naprawdę, powinien też popracować nad udawaniem dojrzałego i odpowiedzialnego.
- Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane – zripostował niezadowolony reprezentant ciemnej strony YG. – Mam nadzieję, iż poprosisz jednego z kolegów o pomoc w udoskonaleniu swego… tańca. 
Mężczyzna zmierzył ich jeszcze zatroskanym, acz pełnym dezaprobaty spojrzeniem i opuścił pokój. Nie powstrzymał się przed prychnięciem, kiedy wszyscy westchnęli z ulgą.
- A wszyscy się śmiali jak mówiłem, iż nadzieja matką głupich. – Lider pokręcił głową. Nagle zwrócił się do Tempo. – Mój drogi, weź tyłek w troki i błagaj o pomoc Young Bae – rozkazał ociekającym słodyczą głosem.
Także nie czekał na odpowiedź. T.O.P wpatrywał się ze zdziwieniem w drzwi, za którymi zniknął człowiek, który jeszcze przed chwilą uznał za obrońcę – co prawda w cyniczny sposób, ale biorąc pod uwagę charakter głównego rapera… Ok, można było przewidzieć, że po chwili zacznie okładać go mięsem, po czym kręcąc swoim - poniekąd nie takim złym - tyłkiem rzuci: „Sayonara”. Potrząsnął głową. Istniał pewien poziom chaosu, który był w stanie tolerować.
- Pewnie marzysz o małych syzyfowych pracach, tak? - zwrócił się do głównego tancerza. Przerabiali to już tyle razy...
- Patrząc na twoją kamienistą aparycję, nie mogę się nie zgodzić - Tae Yang pozostawał dobrej myśli. Powiedz mi… Kiedykolwiek zacząłeś tańczyć z własnej woli, poniesiony jakimś rytmem? To dość ważne pytanie, bo obnaży twoje predyspozycje – rzekł fachowym tonem.
- Kiedy uczyłem się rapować, pomagałem sobie, tupiąc odnóżem, ale… ten nawyk we mnie umarł w momencie opanowania tej sztuki – ważył słowa.  – Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem.


***


Jeżeli YB kiedykolwiek pragnął zaprzeczyć temu stwierdzeniu, zdążył już o tym zapomnieć. Wszelkie grzeczności nikły, gdy zmuszono go do dźwigania krzyża. Zaczął nawet zazdrościć Syzyfowi, który musiał jedynie wtaczać jakiś tam kamień – niewątpliwie było to łatwiejsze od nauki tańca tak opornego kadeta. 
- Mam dosyć – oświadczył po szóstym dniu nauki.
Leżeli zmęczeni na sali prób, starając się nie wypocić wszystkich płynów z ciał.
- A siódmego dnia pan odpoczywał... – oznajmił bardzo poważnie Seung Hyun.
-… i wiedział, że to było dobre.
Raper podniósł się z największym trudem. Bolało go absolutnie wszystko, nawet mięśnie, o których istnieniu dotąd nie miał najmniejszego pojęcia. Szczerze mówiąc, wolałby pozostać w tej błogiej nieświadomości.
– Życz mi szczęścia, przyda się - jęknął.
Poprawił na ramieniu pasek torby i wymaszerował dziarsko z pomieszczenia, starając się nie myśleć o tym, co czekało u kresu wędrówki. Uśmiechnął się sam do siebie - chciał chociaż sprawić dobre wrażenie - i głośno zapukał.
Odpowiedziało mu milczenie, co nie było specjalnie zaskakujące. Prawdopodobnie Ji Yong właśnie gdzieś wyszedł albo zwyczajnie spał, wycieńczony ciągłymi koncertami. Beat boxer wolał jednak mieć kłótnie za sobą, więc w pozbawiony delikatności sposób otworzył drzwi, ignorując powiedzenie: „Nie budzi się śpiącego smoka”, a także potrzeby życiowe przyjaciela.
Ciemność, wszechobecny chłód - wzdrygnął się niemal od razu. Przez zasłonięte okno nie przebijały się żadne promienie słoneczne. Ulokowane na półkach przedmioty, tak przerażająco równo poukładane, wydawały się nie być dotykane od wieków. Gdyby nie ciche westchnienia wydawane przez leżącego w pokoju chłopaka, nic nie powstrzymałoby go od porównania tego miejsca do grobowca.
Zamrugał parokrotnie i jeszcze raz omiótł wzrokiem pomieszczenie. Jednak nie, istniała tutaj istota ludzka. Wystarczyło spojrzeć na skręcony w powrósło koc, znajdujący się między nogami G. Nie wyglądał za dobrze – miał zamknięte powieki, wydawał się z trudem oddychać. Wokół niego leżał rozrzucony biały proszek.
Nie po raz pierwszy mając do czynienia z liderem, najzwyczajniej w świecie stanął jak wryty. Pokonał chęć odwrócenia się, ucieczki od tego widoku i podbiegł do chłopaka. Mocno szarpnął go za ramiona. 
Kwon nie zareagował.

6 komentarzy:

  1. Wytyfy... No chyba nie UMARŁ DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umarł, a T.O.P zostanie nekrofilem. Wiem, bo czytałam już całość <3

      Usuń
    2. TY SUKO, JAK MOGŁAŚ TO ZDRADZIĆ?! ;_; idź się zabij.

      Usuń
    3. Nie, Ty czytałaś złą wersję. To będzie Incepcja. G-Dragon obudzi się piętnaście lat wcześniej i uda się w podróż szukać swojego jedynego ukochanego, po czym okaże się, iż tak naprawdę obaj siedzą w psychiatryku :>

      Usuń
    4. Bellatriks, widzę, że z opowiadania logika i realizm będą się wylewać litrami xD

      Usuń
  2. bardzo ciekawie się zaczyna. C;
    ~ cicha bezimienna

    OdpowiedzUsuń